Kwiat z ulicy Kwiatowej

 

To było dawno temu, jeszcze przed wojną. Miasto wyglądało wtedy inaczej. W porcie nad rzeką cumowały łodzie rybackie. Na nabrzeżu kupowało się świeże ryby. Pod Bramą Targową przejeżdżał tramwaj. Kamienice Starego Miasta miały wyszukane ozdoby.

A w parku, gdzie teraz jest wielki krzyż, stał kościół św. Anny. Koło kościoła natomiast, tuż przy bramie, pod brzozą, rósł Kwiat – piękny Kwiat. W żadnym innym miejscu w mieście takiego nie było. Skąd się tutaj wziął? Nie wiadomo. Może kupiec zgubił cenne nasionko, a może przybyło z południowym wiatrem?

Kwiat wyrósł wiosną, zakwitł latem. I miał zamiar trwać dalej. Ale nastała jesień… Zdziwiony zmianą pogody Kwiat wspierał się na mocnej łodydze, przeciwstawiając się silnym wiatrom. Z brzozy opadły już liście, trawa zmarniała. Nawet stokrotki przekwitły, a Kwiat trwał.

– Nie poddam się! – krzyknął, gdy Wiatr dmuchnął mu w sam środek.

– Poddaj się! – wołał Wiatr. – I tak nie masz szans. Zima idzie!

Ale Kwiat nie wiedział, co to jest zima. Pochodził z ciepłych krajów, gdzie takie rośliny jak on mogły rosnąć przez wiele lat.

– Mam złe wieści. – Wiatr nadleciał ponownie. – Jeszcze dzisiaj spadnie śnieg. Zginiesz.

– Co to jest śnieg? – zastanawiał się Kwiat, z zimna zwijając płatki.

Dygotał. Pierwsze białe śnieżynki spadły na trawę. Jedna, druga, trzecia… zatrzymały się na skulonych kwiatowych płatkach.

– Aj, zimno! – Kwiat otrząsnął się. – Czy to właśnie jest śnieg? Ojej! – zawołał. – Jest go coraz więcej.

Rozpadało się na dobre. Śnieżynki wirowały w powietrzu i beztrosko osiadały na dachu kościoła św. Anny, na gałązkach brzozy, trawie i… na kapelusiku dziewczynki, która po nabożeństwie wybiegła z kościoła. Wyprzedziła ciotkę, aby nacieszyć się pierwszym śniegiem. Podbiegła do brzozy, nachyliła się, zgarniając śnieg na kulkę.

– Ciociu! – zawołała. – Zobacz, co znalazłam. Jaki piękny kwiatek. Mogę go zabrać do domu?

Ciocia bez pośpiechu podeszła do dziewczynki.

– No coś ty! – oburzyła się. – Przecież jest do niczego. Zostaw go. Idziemy!

Ciotka ruszyła w stronę domu. Dziewczynka zawahała się, ale przecież nie mogła go tak zostawić! Szybko zerwała kwiatek, starannie otrzepała ze śniegu i pobiegła za ciotką.

– To po mnie – zmartwił się Kwiat, choć w rękach dziewczynki zrobiło mu się cieplej.

Mieszkały niedaleko, na ulicy Kwiatowej. Stanęły pod drzwiami, aby zrzucić śnieg z płaszczy.

– Co tam masz? – spytała groźnie ciotka. – Ten uschnięty kwiat? Wyrzuć go natychmiast.

I nie czekając, zabrała roślinkę i rzuciła w śnieg.

– Ależ ciociu! – krzyknęła dziewczynka. – To nie jest zwyczajny kwiat. On jest inny!

W jednej chwili podniosła go i pod groźnym spojrzeniem ciotki zatknęła w ozdobną kratę na drzwiach.

Kwiat był pewien, że zginie – oderwany od łodygi, pozbawiony wody. …A jednak stało się coś dziwnego. Środek ozdobnej kraty jakby czekał na niego. Kwiat, chcąc nacieszyć się ostatnimi chwilami, odetchnął, rozchylając płatki. Ciepłe koniuszki płatków przywarły do zimnego metalu. Zetknęły się ze stalową obręczą i tak już zostały.

Kwiat żył dalej! Nie potrzebował łodygi, nie potrzebował wody. Jego piękno zachowane zostało w metalu. Przetrwał tak wojnę i powojenną przebudowę. Wiatr czasami przelatywał koło niego, dziwiąc się. Jeszcze takiego cudu nie widział!

Kwiat z ulicy Kwiatowej ciągle trwa. …Tylko ostatnio dowiedział się, że w mieście stare drzwi zastępują nowymi.

 

W 2008 roku drzwi z ozdobną kratą

w Elblągu przy ul. Kwiatowej nr 3 jeszcze były.

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieści z pracowni i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Kwiat z ulicy Kwiatowej

Dodaj komentarz