Kamienny koń

 

Kamienny koń codziennie obserwował przechodniów. Najczęściej byli to smutni ludzie. Ale trudno się dziwić, skoro koń mieszkał nad apteką. Widział ojców, którzy w pośpiechu wyskakiwali z samochodów, zostawiając w nich matki z dziećmi. A także staruszki, które przeliczały drobne pieniądze przed wejściem. Niektóre z nich zawracały, nie robiąc zakupów.

Kamienny koń dostrzegał tylko nieszczęście ludzi, bo sam był nieszczęśliwy. Marzył o wolności, o skakaniu przez prawdziwe, a nie kamienne łany zboża, o wietrze w grzywie. Od dawna był gotowy do skoku, ale brakowało mu odwagi.

Tymczasem obserwował ludzi i od czasu do czasu rozmawiał z gołębiami, które go odwiedzały. Te to miały szczęście. Mogły latać, gdzie chciały i jak długo chciały.

– I jak tam? – zagadnął pewnego dnia siwy gołąb, siadając na końskim grzbiecie. – Coś ciekawego się wydarzyło?

– Nic. Jak zwykle nic – odpowiedział smutno koń.

– A myśmy widzieli jastrzębia – pochwalił się brązowy gołąb.

– Wam to dobrze.

– Jakie dobrze – oburzył się siwy. – Wiesz, jakie to było niebezpieczne? Ledwie uciekliśmy. Mógł nas pożreć.

– E tam. – Machnął skrzydłami brązowy. – Nie miał szans. Byliśmy szybsi.

– Ty to się znasz – prychnął siwy.

– Ale przeżyliście przygodę – wtrącił się koń. – A ja tu ciągle tkwię.

– To się wyrwij – zaproponował brązowy gołąb i aż podskoczył na myśl o tym.

– Sam się wyrwij – zdenerwował się siwy. – Nie widzisz, że to nie jest takie proste.

– Ale mógłby chociaż spróbować – obruszył się brązowy i odleciał.

– Trzymaj się koniu. – Siwy poklepał konia po karku. – Lecę.

“A ja znowu zostałem sam” – myślał koń. – “Jak mam się stąd wyrwać? To przecież niemożliwe!”

I tkwił tak dalej, ciągle gotowy do skoku. Moknął w jesiennym deszczu. Spał pod śniegową kołdrą. Wtedy najłatwiej było znieść brak wolności. Ale wraz z wiosennym wiatrem przychodziło ciepło i zapach ziemi, po której można by biec aż do utraty tchu. Kamienne serce konia rwało się na pola.

W miejskich donicach zakwitły kwiaty. Ludzie pozdejmowali czapki i szaliki. Robiło się coraz weselej, ale nie koniowi. I nie chłopcu, który z dziadkiem przychodził do apteki. Wsparty na kulach smutno spoglądał na konia. On też marzył o przygodzie.

Pewnego ciepłego wieczoru, kiedy ulice opustoszały, tuż przed zamknięciem apteki, chłopiec z dziadkiem przyszli po kolejną porcję lekarstw. Chłopiec jak zwykle spojrzał w górę. Ale tym razem zatrzymał się trochę dłużej.

– Chciałbym kiedyś pojechać na takim koniu – powiedział głośno. Było to jego najskrytsze marzenie, które nie mogło już pozostać w ukryciu. Wyrwało się z serca chłopca. I w tym momencie, kiedy obaj – chłopiec i koń pomyśleli o tym samym, ich marzenie stało się realne.

– Teraz albo nigdy – zarżał koń. A potem naprężył mięśnie, nabrał powietrza i z całej siły wyrwał się z kamiennego muru. Przeskoczył przez kamienny łan zboża i opadł na chodnik. Zachwiał się trochę przy lądowaniu.

“Za długo tkwiłem w jednym miejscu” – pomyślał.

– Wsiadaj! – krzyknął do chłopca. A był to krzyk pełen radości i dzikości.

Chłopiec niedowierzając temu, co się stało, ostrożnie podszedł do konia. Spojrzał na dziadka. Ten uśmiechnął się przyzwalająco i pomógł wnukowi dosiąść rumaka. Nic nie mogło już ich zatrzymać. Pognali cieszyć się wiosną.

O tym, gdzie byli i co widzieli, można by napisać całą książkę. Od czasu do czasu chłopiec przysyłał dziadkowi widokówki. A ten czytał je gołębiom, które siadały na parapecie. Dziadek miał wrażenie, że doskonale go rozumieją i interesują się treścią kartek. Zawsze przylatywały te same: jeden siwy, a drugi brązowy.

Nad apteką przez długi czas była wyrwa w murze. Część mieszkańców miasta w ogóle tego nie zauważyła. A inni myśleli, że kamienny koń został przeniesiony do konserwatora zabytków, aby go odnowił. Nie zdziwili się więc, gdy rzeźba pod koniec lata wróciła na swoje miejsce. Chłopiec musiał iść do szkoły, a koń miał ochotę odpocząć.

– Świetnego mamy konserwatora. Koń wygląda jak żywy – mówili przechodnie. Kamień, z którego został zrobiony, połyskiwał. Grzywa i ogon wyglądały, jakby wyrzeźbiono je cienkim dłutem. A końskie myśli? Przeżył przygodę, odzyskał wolność. Teraz mógł czekać do kolejnej wiosny, bo wiedział, że może wyrwać się z kamienia.

Zmienił się też chłopiec. Już nie był smutny. I mimo tego, że nadal chodził o kulach, wiedział, że przygoda czeka i że również on może ją znowu przeżyć.

 

Kamienny koń nad apteką przy ulicy 1 Maja w Elblągu

czeka na kolejną przygodę. Pierwszy raz wyrwał się w 2007 roku.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieści z pracowni i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz