Złe miłego początki ;-)

Zaczął się Wielki Tydzień i na moment muszę odłożyć szydełkową pracę, aby zająć się Rzeczami Ważniejszymi, ale jeszcze zdążę przed samymi świętami napisać, jak to z tym szydełkowaniem było.

Zdolności  manualne na pewno mam po mamie, która z zapałem wyszywa i robi na drutach. To ona równiez pokazała mi, jak trzyma się szydełko w ręku. Natomiast jest jeden szczególny moment, o którym mogę  powiedzieć, że to właśnie wtedy rzeczywiście nauczyłam się tak na dobre szydełkowania. …Miałam wówczas 12 lat i leżałam w szpitalu w jednej sali z szydełkującą młodą kobietą. Czasu miałam mnóstwo (cały miesiąc) i czymś trzeba było go wypełnić. Ktoś z rodziny przyniósł mi szydełko, nici, i zaczęło się :) O ile dobrze pamiętam, najpierw zrobiłam wściekle żółtą serwetkę z włóczki. Potem przyszedł czas na serwetki z cienkiego kordonka.

Ta jest jedną z pierwszych.

Dostałam również wzory szydełkowych ubranek dla lalek (na zdjęciu poniżej), wydane przez KAW (1979 rok); projekty i wykonanie modeli – Marta Wiśniewska.

…Piłam więc miód rzepakowy z cytryną, zdobywaną nie wiem jakim cudem ;-), szydełkowałam i… czytałam Anię z Zielonego Wzgórza – wszystkie części! …Był to jeden z najprzyjemniejszych moich pobytów w szpitalu. Serio! :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wieści z pracowni i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz